W świątyni panował chaos. Stała się rzecz o której nikt by nie pomyślał. Nikt nie sądził, że separatyści odważą się na taki krok. Świątynia zaatakowana, w całej świątyni zostały podłożone bomby dymne. Rycerze Jedi i mistrzowie byli przygotowani do walki. Do której o dziwo nie doszło... Panował chaos spowodowany poprzednimi wydarzeniami. Kiedy atmosfera opadła zaczęły się gruntowne przeliczenia. Wszystko się zgadzało. No prawie wszystko brakowało jednej osoby. Jednej młodej padawanki jaką była Ahsoka Tano. Jej mistrz zaniepokojony jej brakiem udał się do jej pokoju. Kiedy wszedł do środka zastał przytłaczającą pustkę i kartę na łóżku.
Drodzy Jedi.
Bardzo przepraszamy za najście.
Wzięliśmy to co chcieliśmy.
Wasza przyjaciółka jest z nami w miarę bezpieczna.
Oczywiście nie dostaniecie jej od razu.
Poczekacie sobie kilka dni, aż wydusimy od niej to co chcemy
Anakin spojrzał na kartkę i poczuł się bezradny. Jego smarkuś porwany? Przecież to niemożliwe. Jakim cudem ci separatyści mogli się włamać do świątyni. Na pewno byli to profesjonaliści ale czego chcieli od Ahsoki? Jakie informacje? Do głowy młodego Skywalkera nasuwało się mnóstwo myśli łącznie z taką, że Ahsoce coś może się stać. Odgonił wszelkie złe myśli i zaczął trzeźwo myśleć. Kto by chciał porwać smarka. List nie wyglądał jakby był od Hrabiego Dooku ani innego Sitha. Oni przecież nie mieli zwyczaju oddawać zakładników a tu było wyraźnie napisane, że wypuszczą ją. Wypuszczą ją jak dowiedzą się tego czego chcą. Ale kimkolwiek oni są nie mają zbyt dobrych zamiarów. Anakin wziął karteczkę do kieszeni i postanowił w natychmiastowym tempie powiadomić radę.
W jak najszybszym czasie znalazł się pod drzwiami do sali rady. Zapukał a z środka dobiegł głos mistrza Yody.
- Wejdź młody Skywalkerze- powiedział zielono skóry mistrz. Anakin wszedł do środka okrągłej sali i stanął na samym środku. Ukłonił się do mistrzów wyrażając szacunek.
- I jak twoja padawanka znalazła się?- spytał Kenobi licząc na pozytywną odpowiedź.
- Nie. W jej pokoju znalazłem list. Wykonawcy listu są odpowiedzialni za wybuchy w świątyni oraz porwanie Ahsoki- powiedział całkiem poważnym głosem młody Jedi.
- Pokaż nam ten list- powiedział swoim sztywnym głosem mistrz Windu. Anakin posłusznie wyciągną z kieszeni kartkę i podał ją mistrzowi Windu. Ten po chwili podał ją siedzącemu obok mistrzowi Plo ten kolejnemu i tak że wszyscy mistrzowie po chwili przeczytali tekst.
- Sprawa ta poważna jest- powiedział wiekowy mistrz układając ręce w piramidkę.
- Musimy ruszyć z poszukiwaniami...- zaczął mówić Skywalker ale zostało mu to przerwane przez największego zrzędę w radzie.
- Na kartce jest wyraźnie napisane, że ją oddadzą więc poszukiwania nie są potrzebne- powiedział Windu i spotkał się z wzrokiem Anakina. Młody Jedi miał ochotę zabić tą ciemnoskórą małpę.
- Nie sądzę, że możemy ufać nadawcą tego listu- wtrącił się Kenobi tym samym popierając swojego byłego padawana.
- Mistrzu Yodo, a ty co sądzisz?- Spytał mistrz Plo-Koon spoglądając na skrzata (sorry musiałam).
- Nad sprawą tą pomedytować muszę ale sądzę, że poszukiwania powinny mieć miejsce.
- Dziękuje mistrzu- powiedział ucieszony odpowiedział Skywalker i wyszedł skłoniwszy się.
Tylko co teraz?- zadał sobie to pytanie w duchu po chwili jednak go olśniło. Monitoring. W całej świątyni są kamery. Coś musiało się nagrać, jakaś wskazówka. Poszedł szybkim krokiem w stronę siedziby głównej ochronny (nwm jak to się nazywa). Po dwóch godzinach oglądania nagrań zaczął się niecierpliwić. Monitoring nic nie nagrał. Żadnej sylwetki postaci która mogłaby to zrobić. Załamał ręce i zaczął myśleć o swojej padawance. Nie traktował jej tylko jak uczennice była dla niego jak siostra jak młodsza, wkurzająca, nadpobudliwa siostra. Czuł się za nią odpowiedzialny. Nie wyobrażał sobie, że mógłby ją stracić. Była dla niego zbyt cenna. Postawił sobie cel sprowadzenie jej całej i zdrowej z powrotem do domu. Jeśli można było nazwać tak zakon Jedi. Kochał Ahsokę i nie wyobrażał sobie życia bez niej. Była częścią jego duszy, kawałkiem układanki jakim było jego serce. Musiał ją odnaleźć po prostu musiał. Co by był to za świat bez jego wesołego, nieodpowiedzialnego smarka. Kto by mu dogryzał i dokuczał i komu on by dogryzał? Czuł się okropnie i beznadziejnie. Co mógł zrobić w tej sytuacji? Miał czekać aż ci bandyci oddadzą mu siostrę?
No jolo mordeczki! :)
Mamy nadzieję, że podoba wam się prolog. Postaramy się jak najszybciej dodać pierwszy rozdział. Zapraszamy do komentowani i pisania co sądzicie.
Dedyk dla Emilly
NMBZW
W jak najszybszym czasie znalazł się pod drzwiami do sali rady. Zapukał a z środka dobiegł głos mistrza Yody.
- Wejdź młody Skywalkerze- powiedział zielono skóry mistrz. Anakin wszedł do środka okrągłej sali i stanął na samym środku. Ukłonił się do mistrzów wyrażając szacunek.
- I jak twoja padawanka znalazła się?- spytał Kenobi licząc na pozytywną odpowiedź.
- Nie. W jej pokoju znalazłem list. Wykonawcy listu są odpowiedzialni za wybuchy w świątyni oraz porwanie Ahsoki- powiedział całkiem poważnym głosem młody Jedi.
- Pokaż nam ten list- powiedział swoim sztywnym głosem mistrz Windu. Anakin posłusznie wyciągną z kieszeni kartkę i podał ją mistrzowi Windu. Ten po chwili podał ją siedzącemu obok mistrzowi Plo ten kolejnemu i tak że wszyscy mistrzowie po chwili przeczytali tekst.
- Sprawa ta poważna jest- powiedział wiekowy mistrz układając ręce w piramidkę.
- Musimy ruszyć z poszukiwaniami...- zaczął mówić Skywalker ale zostało mu to przerwane przez największego zrzędę w radzie.
- Na kartce jest wyraźnie napisane, że ją oddadzą więc poszukiwania nie są potrzebne- powiedział Windu i spotkał się z wzrokiem Anakina. Młody Jedi miał ochotę zabić tą ciemnoskórą małpę.
- Nie sądzę, że możemy ufać nadawcą tego listu- wtrącił się Kenobi tym samym popierając swojego byłego padawana.
- Mistrzu Yodo, a ty co sądzisz?- Spytał mistrz Plo-Koon spoglądając na skrzata (sorry musiałam).
- Nad sprawą tą pomedytować muszę ale sądzę, że poszukiwania powinny mieć miejsce.
- Dziękuje mistrzu- powiedział ucieszony odpowiedział Skywalker i wyszedł skłoniwszy się.
Tylko co teraz?- zadał sobie to pytanie w duchu po chwili jednak go olśniło. Monitoring. W całej świątyni są kamery. Coś musiało się nagrać, jakaś wskazówka. Poszedł szybkim krokiem w stronę siedziby głównej ochronny (nwm jak to się nazywa). Po dwóch godzinach oglądania nagrań zaczął się niecierpliwić. Monitoring nic nie nagrał. Żadnej sylwetki postaci która mogłaby to zrobić. Załamał ręce i zaczął myśleć o swojej padawance. Nie traktował jej tylko jak uczennice była dla niego jak siostra jak młodsza, wkurzająca, nadpobudliwa siostra. Czuł się za nią odpowiedzialny. Nie wyobrażał sobie, że mógłby ją stracić. Była dla niego zbyt cenna. Postawił sobie cel sprowadzenie jej całej i zdrowej z powrotem do domu. Jeśli można było nazwać tak zakon Jedi. Kochał Ahsokę i nie wyobrażał sobie życia bez niej. Była częścią jego duszy, kawałkiem układanki jakim było jego serce. Musiał ją odnaleźć po prostu musiał. Co by był to za świat bez jego wesołego, nieodpowiedzialnego smarka. Kto by mu dogryzał i dokuczał i komu on by dogryzał? Czuł się okropnie i beznadziejnie. Co mógł zrobić w tej sytuacji? Miał czekać aż ci bandyci oddadzą mu siostrę?
---
No jolo mordeczki! :)
Mamy nadzieję, że podoba wam się prolog. Postaramy się jak najszybciej dodać pierwszy rozdział. Zapraszamy do komentowani i pisania co sądzicie.
Dedyk dla Emilly
NMBZW